Dawno, bardzo dawno temu przed wiekami, na miejscu, gdzie teraz leży Ostrów, ciągnęły się bagna i puszcze. W lasach było tu dużo różnorakiej zwierzyny, a na mokradłach dużo ptactwa. Toteż każdy dobry myśliwy pragnął choć raz zapolować w tych stronach. Ale polować w tych okolicach nie było łatwo.Przede wszystkim, kto chciał mieć sławę dobrego myśliwego, musiał sam w tych dzikich lasach upolować zwierzynę, a po drugie, już niejeden ze śmiałych łowców przypłacił życiem swą nieuwagę na bagnistych rozlewiskach.
Pewnego dnia syn okrutnego władcy tych okolic postanowił zdobyć imię dobrego myśliwego i zapolować na łosie w ostrowskich puszczach. Wybrał się więc w pojedynkę na polowanie. Ale wędrując śladem łosia po mokradłach zabłądził całkowicie w puszczy. Wędrował więc głodny i obdarty, nie mogąc nigdzie odnaleźć ani ścieżki, ani żadnego ludzkiego osiedla. A po pewnym czasie takiej wędrówki nikt by nie poznał w wychudzonym i obdartym żebraku dawnego księcia. I z pewnością byłby umarł gdzieś z głodu i zimna, jak wielu jego śmiałych poprzedników, ale przypadkiem spotkał go śpiącego pod drzewem staruszek bartnik, który te lasy dobrze znał. Ulitował się bartnik nad niedolą biednego wędrowca i postanowił zabrać go ze sobą do zagrody swego krewnego. Żal mu zaś było biedaka, bo usłyszał od niego, że uciekł z książęcego dworu, bojąc się gniewu księcia. Bo młody książę wiedział, jak nienawidzili ojca poddani, dlatego bał się wyjawić swoje nazwisko. Powędrował więc z bartnikiem krętymi drogami w okolice mokradeł, gdzie na kępach i ostrowach, wśród gęstych trzcin i olszyn, ukryte były drewniane domostwa. W jednej z tych zagród, na ostrowie między czterema strumieniami, mieszkał kmieć Adam. Piękna była jego zagroda, a wokół niej drzewa i piękny sad. Adam przyjął z radością starego bartnika, a obdarty Książe dziwił się bardzo, jaki wyborny smak ma razowy chleb i kwaśne mleko w Adamowym domostwie. A nazajutrz gospodarz wziął się do roboty w polu i w sadzie wraz z przybyszami. Ciężko tu pracował młody Książe, ale też smakował mu bardzo po pracy chleb poddanych, na który po raz pierwszy w życiu zapracował.
Nadeszła jesień. Na polach ładnie obrodziło, a jabłonie w Adamowym sadzie wydały duże i piękne owoce. Młody książę był bardzo dumny ze swojej pracy i twierdził, że są to "królewskie jabłka". Na to kmieć Adam odpowiedział, że "to nie żadne królewskie jabłka, ale owoc rzetelnej, chłopskiej pracy". Tymczasem już przed zimą stary bartnik postanowił wracać w swoje strony gdzieś nad Prosnę, a nieznany książę, mimo że Adam chciał go zatrzymać, wybrał się z bartnikiem w powrotną drogę.
Przeszła zima, a z nią nowe troski i Adam zdążył już zapomnieć milczącego i biednego towarzysza starego bartnika, aż tu znienacka, krętymi drogami wśród bagnisk, zjechał w te strony książęcy orszak.
Takich odwiedzin bali się wszyscy. Nic też dziwnego, że kmieć Adam nawet oczu nie podniósł na dostojnego księcia z orszaku, a całkiem już nie mógł uwierzyć, że ów książę i wygłodzony wędrowiec, znaleziony w puszczy, to jedna i ta sama osoba. Ale książę powiedział do Adama: "jesteś dobrym gospodarzem w swojej zagrodzie, to i będziesz dobrym również i na moim grodzie".
I na miejscu Adamowej zagrody wybudował drewniany gród, zwany Ostrowem, a klucze od niego dał Adamowi. I dlatego w herbie ostrowskim umieszczono Adamowe klucze, a na pamiątkę dziwnego zdarzenia również i jabłko z jego sadu. Ale lata szły za latami, drewniany gród zmurszał i całkiem się rozpadł, został tylko ów herb z Adamowymi kluczami i jabłkiem, o którym mówiono, że jest królewskie, a tymczasem to zwykłe chłopskie jabłko z Adamowego sadu.
|